and lived happily ever after


    
    Jest bardzo ciemno i ponuro, z nieba ciekną strugi brudnego deszczu. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego, widzę przed sobą wielki tunel. Włosy smutno zbiły się w pięć strąków, trzęsę się z przeraźliwego zimna, wpadam z ciężkim oddechem w ciemność. Idę przed siebie, nie biegnę, ciężko oddycham i powoli stawiam kroki. To co dominuje i wysnuwa się na pierwszy plan to właśnie niewiedza. Nie wiem. Nie wiem czy za moment nie potknę się o potłuczoną butelkę po piwie. Nie wiem, czy ktoś nie wbije mi zimnego ostrza noża w plecy za parę sekund. Nie wiem, czy dobrze robię, idąc przed siebie, czy może lepiej byłoby zawrócić? Czuję, jak krew buzuje mi w żyłach i jestem taka przerażona. Mój układ współczulny niesamowicie szaleje i chyba zaraz zemdleję. 
                                                                            ...
   
    Był taki serial, czy film, nie ważne, bo i tak każdy z nas potrafi dopasować ten scenariusz do swojej własnej narracji. Wszystko zaczyna się od tego, że jest dwójka ludzi i są problemy. Albo jedno ma problemy, albo drugie, albo w ogóle oboje i ich pies też ma problemy. Trudzą się bardzo, płaczą bardzo, czują złość, rozgoryczenie, żal, melancholię, osamotnienie. Przeżywają i przerabiają swoje traumy i głęboko zakorzenione w nich męki, dzwonią do Freuda, żeby im przewrócił całe bebechy nieświadomości. I on to robi, a później jednają się z matką, ojcem, bratem, psem i z samym Freudem. Wsiadają do kampera i jadą w długą podróż. I żyją długo i szczęśliwie.

    Co to znaczy żyć długo i szczęśliwie? Ktoś tego uczy? Dlaczego nigdy nie pokazują co dzieje się po opuszczeniu kurtyny? Uczą nas jak radzić sobie ze swoim nieszczęściem, a jak radzić sobie ze szczęściem? Co ja mam, kurwa, niby z nim zrobić? Nauczyłam się rozkoszować swoim smutkiem, pielęgnować go i karmić, żeby móc go potem pięknie zabić i przekształcić w dobro, a co dalej? Mam tyle pytań. Jestem przystosowana do życia w kulturze niedoborów, więc zupełnie nie potrafię się odnaleźć w moim szczęściu. Gdybym mogła zapytać Boga, który jest ekspertem od szczęśliwego życia, to bym zapytała, ale istnieje spora szansa, że nic mi nie odpowie.
                                                                            ...

    Otrząsam się i zaczynam biec ile mam siły w tych zwaciałych nogach i nagle moje oczy zostają niemal zmaltretowane przez skrawki dziennego światła. Przysłaniam twarz rękoma, moje źrenice zwężają się do minimum. Przewracam się. Chwilę siedzę na ziemi i rozglądam się dookoła. Deszcz nadal pada, ale jest spokojnie i chyba słyszę ćwierkanie jakiegoś ptaka. Cały mój afekt wyparował. Wybiegłam z tunelu. Nie mogę się ruszyć i zupełnie nie wiem, co mam teraz zrobić z nadmiarem mojej wolności.

Komentarze